wtorek, 21 kwietnia 2015

Wczoraj, o 22.43, oślepiły mnie światła jednego z ostatnich samochodów przemierzających wybrukowane ulice rynku. Wymarłe miasto. O tej porze spotyka się tu tylko narwańców i osiedlowych indywidualistów - a to i tak rzadko. Rozglądam się pobieżnie, niedbale, niekontrolowanie. W oddali majaczą niewyraźne sylwetki trzech mężczyzn, którzy leniwym krokiem oddalają się w swoim kierunku. Otuliła mnie szczerze ta cisza, to rozluźnienie wdarło mi się przez gardło i wypełniło gwałtownie, poczucie dziwnej wolności podało rękę.
O 23.05 zatęskniłam za kilkoma rzeczami. Najboleśniej za samą sobą.